"Kopytko"
Koniarz
Szczęściara! A ile razy spadłaś?
Offline
Jeździec
z 15
Offline
Koniarz
O kurde! Wesoło na pewno nie było
Offline
Jeździec
no nie ale tak szczesliwie spadalam
Offline
Koniarz
Lubicie jeździć na kucach?
Offline
Koniarz
NA kucach jeździłam prawie rok Nie kucykach, a kucach! To jest różnica. Choc na kucykach jeździłam czasami i zresztą dalej jeżdżę ale rzadko Fajnie się jeździ na mniejszych koniach, ale wole większe. Na wysokich koniach po prostu kocham jeździc. Najwqiększy kuc na jakim jeździłam miał 145cm w kłębie Największy kuc jakiego znałam I zresztą bardzo kochałam...
Offline
Koniarz
Ja nie lubię ani kucyków, ani kuców.
Offline
Nigdy nie jeździłam tak na prawdę na rzadnym kucu (nie licząc okazyjnych przejażdżek w cyrku parę lat temu). Po prostu, konie bardziej mi odpowiadają. Są wyższe, często mają żywszy charakter.
Offline
Koniarz
Ja teraz jeżdżę na kucach. Bo one jeszcze nic nie umieją i nawet fajnie się jeździ
Offline
Koniarz
Kuce są wredne...powiedzmy to szczerze!!!!!!
Offline
Jeździec
nie wszystki zawdzieczm wiele jednemu kucu i zdania nie zn=mienia kuce sa boskie !!!!!
Jezdzilam prawnie 1,5 roku na kucu i wygrywalam na nim zawody zdlam na odznake nauczylam sie wielu zeczy i mskaczylam pierwsza w zyci 100 cm. Warez DZIEKI !!!!!!!!!!!!!!!!
Offline
Gość
Witam,
Ja przeżyłam już wiele upadków z koni, oraz kopnięć. Jedne przyjemne, drugie- już trochę mniej. Opiszę kilka.
1. Jakieś 10 lat temu, kiedy byłam jeszcze mała, i jeździłam dopiero cztery lata, chciałam wyczyścić kopystką koniu kopyta. Niestety zanim sięgnęłam po kopyto, koń uderzył mnie z ogromną siłą w brzuch i straciłam przytomność, ale obyło się bez szpitala.
2. Galop. Jeździłam na dość nadpobudliwej kobyłce. Brykała, skakała, ale utrzymywałam się. W pewnym momencie, bryknęła, ale nie udało jej się spaść ,,na cztery nogi" i upadła. Poturlałam się na ziemię, w tym momencie klacz przewróciła się na lewy bok, przygniatając mnie całym ciałem. Bolało, i to bardzo.
3. Po tym wypadku miałam dostać dożywotni szlaban na konie, ale jakoś wmówiłam rodzicom, że konie to całe moje życie. Wtedy miałam już swoją ŚP. Konkę. Biedaczka, bała się wszystkiego. Każdego najdrobniejszego szelestu. Byłam w terenie. Było bardzo stromo, do tego pełno błota, więc jechałyśmy z przyjaciółką ostrożnie stępem. W tym momencie przez drogę przebiegło jakieś zwierzę (nie wiem, czy to był kret, czy może wiewiórka, w każdym razie, rozmazana plama), i kobyła rzuciła się do ucieczki cwałem po górce. Oczywiście przewróciła się, potrurlała, a ja byłam na niej, i co chwilę mnie przygniatałą, bo zaplątałam się o wodze i strzemiono. W końcu wylądowałyśmy u podnóża górki, kobyła się podniosła i zaczęła mnie wlec po ziemi, ale koleżanka ją zatrzymała. Jej wałach nie poniósł. Pamiętam, że modliłam się wtedy, aby stracić przytomność, aby już nie żyć. Tak strasznie bolało. Koleżanka zadzwoniła po tatę i karetkę. Kiedy mnie nieśli, urwał mi się film.
Ocknęłam się w szpitalu, cała połamana. Miałam złamane 3 żebra, kilka kręgów w kręgosłupie, nogę i coś w ręce, oraz kilka wybitych palców (u nóg i u rąk), wstrząśnienie mózgu. Przez dobry rok (a może ponad?) nie jeździłam. Kobyle na szczęście nic poważnego się nie stało, jedynie poobdzierana trochę była. Miałam może wtedy z 12 lat.
4. Konka znów poniosła i spadłam twarzą w błoto. Nic się nie stało, ani mi, ani jej, oprócz tego, że byłam cała w błocie Komicznie to wyglądało.
Miałam wiele 'salt' przez głowę konia, trochę kopnięć i przydepnięć, ale te są najbardziej pamiętne.
Pozdrawiam
Buka